wtorek, 22 marca 2016

Denko - luty.

Hej!

Wiem, że już zbliża się koniec marca, a ja dopiero teraz wrzucam denko lutego. Nie potrafię się dobrze zorganizować i wolny czas wolę poświęcić na wylegiwanie się w wyrze. Ale jak już sypialnię wyremontujemy to połączę blogowanie z leżakowaniem, a co? :D

Lecimy z denkiem!


Antyperspirant NIVEA Dry Comfort Plus - ogółem używam tylko antyperspirantów od Nivei, przy promocjach w Super-Pharmie zawsze wybieram inny rodzaj, każdy świetnie się u mnie sprawdza. Niestety ten do mnie nie przemawiał bo nie miał tak ładnego zapachu jak pozostałe rodzaje, które do tej pory miałam.


Żel BIOLIQ z silikonową szczoteczką - o tym produkcie pisałam jakiś czas temu, nie polubiłam się z nim, szczypał w oczy, niezbyt ładnie pachniał, jedynie nadawał się świetnie do czyszczenia pędzli z kremowych i tłustych produktów.


Olejek do kąpieli BIELENDA Zielona Herbata i Trawa Cytrynowa - to, że uwielbiam cytrusy, limonkę i tego typu rzeczy wiedzą wszyscy, którzy mnie znają. Zapach tego produktu w stu procentach przypadł mi do gustu i niesamowicie umilał mi kąpiel. Dodatkowo na upartego można było potem darować sobie balsamowanie skóry. Jestem na wielkie TAK, chociaż w nowym mieszkaniu nie mam wanny... To jedyny powód do smutku.


 Pasta LACALUT Activ - moje ulubiona i jedyna pasta jakiej mogę używać, by nie krwawiły mi dziąsła.


 Krem CC GOSH - kiedy poszłam do Hebe z prośbą o dobranie mi podkładu do kwoty 60 złotych, byłam zaskoczona z profesjonalizmu pomagającej mi Pani, zmyła mój makijaż - nałożyła krem, potem podkład a na koniec wykończyła makijaż. Dostałam nawet próbki bym sama się przekonała czy to produkty dla mnie. I tak wybór padł na krem CC z Gosha, byłam zachwycona jego średnim kryciem, efektem mokrego makijażu i tym jak dobrze wyglądał na mojej skórze. Pokochałam ten produkt, do czasu, gdy sama nie zaczęłam pracować w Rossmannie, gdzie krem cc z Bell Hypoallergic zachowywał się tak samo jak ten z Gosha przy cenie 19 złotych zamiast 60... Co nie zmienia faktu, że krem z Gosha polecam, bo jest dobry, a dla tych, które chcą mieć coś dokładnie takiego samego (kolor, konsystencja, krycie) ale za mniejszą kwotę to szukajcie tego z Bell :)


Skarpetki złuszczające L'biotica - jedyne słuszne skarpety złuszczające na rynku.


 Masło do ciała AVON Planet Spa Volcanic Iceland - niektóre z Was pewnie pamiętają mój zachwyt nad maseczką do twarzy z tej samej serii, w przypadku masła do ciała wrażenia miałam dokładnie takie same, cudowny wulkaniczny zapach, który delikatnie rozgrzewał skórę podczas aplikacji, cudo!


Krem do stóp AVON Granat i Gorzka czekolada - krem był dość rzadki, mocno pachniał gorzką czekoladą, za którą nie przepadam, na szczęście potem  wybijał się zapach granatu. Niestety nie nawilżał zbyt mocno. Ale dla efektów zapachowych warto go kupić, bo kosztuje około 6 złotych.


Olejek Łopianowy z czerwoną papryką GREEN PHARMACY - nigdy nie wierzyłam w naturalność produktów tej marki po przeanalizowaniu składów kilku produktów, olejek jednak mnie zaskoczył. Składem i działaniem, nie wierzyłam, ale uwierzyłam, działa i mogę go śmiało polecić.


Szampon ALTERRA z granatem - kto śledzi mojego bloga, zna moje uwielbienie do produktów tej marki, szampony uwielbiam i zawsze jestem mega zadowolona, ten akurat jest jednym z dwóch najlepszych zaraz po tym kofeinowym.


Peeling FARMONA Let's Celebrate Mojito - do tej marki nie byłam nigdy przekonana jak do Green Pharmacy, dokładnie z tych samych powodów. Jednak ten peeling nie zmieniał mojej opinii, za to pokochałam go za zapach, tak, tak, limonka i miętą - przecież to kocham :D A drobinki ścierne są genialne - duże i są mocnym zdzierakiem :D Jest to jeden z dwóch moich ulubionych peelingów do ciała, zaraz po tych z Hean :)


Krem do rąk ALTERRA z granatem - wiedziałam, że ten kremik będzie dobry, chociaż nie spodziewałam się, że aż tak. Genialnie nawilżał i odżywiał. Jednak największym jego atutem była delikatna warstwa ochronna, fakt, że szybko się wchłaniał i pięknie pachniał nawet po wchłonięciu :)

Jeśli chodzi o moje denko to byłoby na tyle, na marzec zapowiada się jeszcze mniejsze, no ale cóż zrobić, zapasy się kurczą, więc nie ma co gonić, by otworzyć nowy produkt :D

Póki co jestem z siebie dumna bo już nie kupuje pielęgnacji na zapas :D

środa, 9 marca 2016

NOWOŚCI - luty.

Cześć!

Dawno mnie tu nie było, wybaczcie, jednak życie wybrało dla mnie inne zajęcie niż blogowanie. Przyznam, że nie narzekam póki co na zmiany w moim życiu, a wręcz twierdzę, że to droga do tej lepszej strony życia. 

Cieszy mnie zaczynanie wszystkiego od nowa, z czystą kartą.

Nowe miasto, nowi ludzie, nowa praca - rzecz jasna dalej w Rossmannie, ale już na innym sklepie z inną ekipą. Jestem zadowolona, że na nowym sklepie nie mam łatki "dziewczyny z kolorówki" i mogę się rozwijać! I co najważniejsze czuję się dobrze, bo wreszcie widzę mojego narzeczonego każdego dnia, a nie tylko w weekendy. 

W nowym mieszkaniu wreszcie mam miejsce dla siebie - swoją własną toaletkę! :)

I zdradzę Wam, że jestem mega szczęśliwa, bo zdjęcia na nowym mieszkaniu wychodzą o niebo lepiej. Światła mam co nie miara na tym czwartym piętrze, wygrać rewelacyjne widoki z okiem za wspinaczkę górską - dobry deal ;p

Dzisiaj pokażę Wam nowości lutego :) A z każdym miesiącem wydaje mi się, ze będzie ich coraz mniej, wykorzystuję zapasy i nie kupuję na "czarną" godzinę. No a poza tym życie na własny rachunek uniemożliwia szastanie pieniędzmi... Póki co nie narzekam, zakupy to zakupy - te do domu też sprawiają mi frajdę :D








 










Poczyniłam zakupy z Avonu, dwa peelingi do twarzy z Planet Spa, uwielbiam je za małe ale dobrze złuszczające drobinki i delikatne zapachy. Krem do rąk trafił do narzeczonego.

Maszynki jak to maszynki, żele pod prysznic musiałam kupić, niestety na nowym mieszkaniu mamy kabinę prysznicową...

Standardowo moje ulubione złuszczające skarpetki trafiły do koszyka. Cienie Pierre Rene pokochałam za ich konsystencję, pigmentację i połysk jaki dają, mam już 8 kolorów w mojej palecie i to nie koniec! :D

Nie mogłam powstrzymać się przed zamówieniem kolejnych próbek matowych pomadek z Avonu oraz jednej pełnowymiarowej, są genialne i nawet lepsze od tych z Golden Rose.

Kupiłam także kofeinowy szampon z Alterry, bo na moich włosach spisuje się najlepiej z całej serii.

Olejki kupiłam specjalnie z myślą o zastosowaniu ich do OCM, mimo iż nie mam cery trądzikowej, tłustej, to do mieszanki dodaje kilka kropli olejku z drzewa herbacianego, by pozbyć się nieprzyjaciół, którzy pojawili się wraz ze zmianą wody.

Rękawiczki i skarpety bawełniane kupiłam, by kremy po prostu lepiej się wchłaniały i dawały lepsze rezultaty.

Już od jakiegoś czasu przymierzałam się do kupna klipsów do ściągania hybryd. Koniec końców zakupiłam je i stwierdzam, że wydałam 14 zł w błoto, ani toto się nie trzyma, ani nie przyspiesza procesu ściągania hybryd, którego nawiasem mówiąc nie lubię...

Aby nie było jednak tak negatywnie spełniłam swoje kolejne kosmetyczne marzenie, czyli pędzle to oczu Zoeva, zachwytów co nie miara miałam jak otworzyłam paczkę od Minti Shopu z tymi cudeńkami! *.*

Na koniec coś czego się nie spodziewałam, wygrane konkursy w pracy i nagrody: zestaw kremówL'oreal oraz pilnik elektryczny do paznokci Scholl.

I to byłoby na tyle :) Tęskniłyście? :D
© Agata | WS.