poniedziałek, 28 grudnia 2015

Daily Defense - szampon do włosów kiwi i limonka

Hej!

Czy macie tak jak ja bzika na punkcie konkretnych zapachów w kosmetykach?  Moim "problemem" są kosmetyki o cytrusowych zapachach, a zwłaszcza tych o limonkowym aromacie. Skuszona połączeniem limonki z kiwi zakupiłam w jednej z drogerii internetowych szampon, na dodatek nie znanej mi marki. No i co było dalej?

 

Z tego co pamiętam to jest to produkt kanadyjski. Kosztował raptem kilka złotych za 473 ml, śmieszna pojemność jak na europejskie standardy. Ale cóż począć jak w Ameryce wszystko muszą udoskonalać na własny sposób... 

Butelka jest wysoka i smukła, zamykana na wciskane wieczko. W przypadku szamponów bardzo lubię takie rozwiązanie, pod warunkiem, że mechanizm działa poprawnie. Tutaj akurat tak było.


Jest to szampon chroniący włosy farbowane, ma także zapobiegać niszczeniu włosów związanych ze stylizowaniem ich z użyciem ciepła. Producent zapewnia, że jego produkt ma naturalne składniki, a także antyoksydanty i witaminy. Tja, już to widzę, za te kilka złotych...


SLES, SLS, sól, a dopiero potem cała masa fajnych składników, które powinny być przed tymi cholernymi tanimi spieniaczami. Nawet nie wyobrażacie sobie jaka byłam zła, że tak fajny skład można było zbeszcześcić. Pomyślałam: dobra, może nie będzie źle, przecież do tej pory SLES i SLS nie zrobiły mi krzywdy.


Zużyłam go, mył bardzo dobrze. Niestety doprowadził do szybkiego przetłuszczania się włosów. Myślę, że to właśnie wina SLES i SLS (już nie raz tak miałam przy drogeryjnych szamponach, które są w nie bogate). Pienił się jak każdy dziadowski szampon ze spieniaczami. Przepraszam za te nerwy, ale do tej pory nie mogę uwierzyć, że ktoś zniszczył detergentami szampon z tak dużą ilością składników naturalnych. Jedynie w głowie nadal mi ten cudowny zapach... No i w kwestii utrzymania koloru farbowanych włosów spisał się nieźle.

Czy kupię ponownie? Jeśli producent zmieni nieco skład to owszem, póki co pozostaje wierna szamponom z Alterry.

Wpis pod banderą: jak zniszczyć dobry kosmetyk tanimi spieniaczami i innymi dziadowskimi wypełniaczami...

czwartek, 24 grudnia 2015

Płyn micelarny Białe Kwiaty od Tołpy.

Cześć!

Dzisiaj opowiem Wam nieco o jednym z moich trzech ulubionych płynów micelarnych. Jest nim produkt Tołpy z serii białe kwiaty.


Opakowanie jest białe i proste. Zdobi je charakterystyczna naklejka, na której znajdziemy wiele informacji oraz porad :) Butelka mieści 200 ml płynu, za które w promocji kiedyś można było zapłacić 10 zł. Niestety te dobre czasy się skończyły i obecnie na promocji ten micel kosztuje około 15 zł. Jak widzicie aplikacja odbywa się poprzez otwór w wieczku, które działa na zasadzie wyciśnięcia (nie wiem jak to opisać). Dzięki takiemu rozwiązaniu nawet z mokrymi łapkami można sobie poradzić z otwarciem produktu. Jednak niewprawieni w boju mogą wylać na wacik zbyt dużo płyny. Natomiast przy wyczuciu płyn jest bardzo wydajny :D


Produkt jest hipoalergiczny i nadaje się do cer wrażliwych. Ja gdy zaczęłam go stosować miałam cerę suchą. Nawet wtedy sprawdzał się bardzo dobrze.

 
Zapach płynu jest bardzo delikatny, ale także przyjemny. Zauważyłam rozjaśnienie przebarwień a także wyciszenie naturalnych zaczerwienień na licach. Ale jak spisał się w kwestii, do której jest przeznaczony?


Płyn micelarny od Tołpy bardzo dobrze radzi sobie z makijażem twarzy. Bałam się, że makijażu oczu nie ruszy. Jednak moje obawy były bezsensowne. Przyłożony wacik do oka świetnie rozpuszczał cienie, eyeliner a także tusz. Ten micel domywa więc bardzo dobrze, a po zabiegu cera nie jest podrażniona. Nie przesusza także skóry twarzy, co kiedyś było głównym priorytetem dla mnie - posiadaczki cery suchej, skłonnej do mnóstwa suchych i szpecących skórek. Dzięki stosowaniu właśnie tego micela doprowadziłam moją skórę do ładu i obecnie posiadam cerę normalną z niewielkimi obszarami przetłuszczającymi się.





Chociaż produkt nie ma idealnego składu, to u mnie sprawdził się świetnie. Domywał makijaż i zanieczyszczenia znajdujące się na skórze. Dodatkowo nie podrażniał jej, nie przyczyniał się do wysypu suchych skórek. Co więcej pozwolił powoli doprowadzić moją cerę z suchej do normalnej. Mogę go polecić, chociaż po drodze znalazłam jeszcze kilka perełek w tej kategorii :)

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Crystal Clear stempel od B. Love Plates

Cześć!

Kilka dni temu Ani z B. Love Plates wrzuciła informację, że za kilka godzin dostępny będzie zupełnie przezroczysty stempel. Oszalałam! Siedziałam przez komputerem przez te kilka godzin i nachalnie odświeżałam stronę sklepu na allegro. No i udało się dorwać jedną z 15 sztuk. Jest już ze mną, dlatego postanowiłam zrecenzować ten stempel, jedziemy!


Stempel jest do kupienia pod tym linkiem - klik.
Ja kupiłam go za 19,90 zł + koszty przesyłki. Paczka przyszła bardzo szybko. W środku znalazłam stempel, plastikową zdrapkę oraz dwie urocze karteczki. Druga z nich to logo marki w zimowej czapeczce, dodatkowo karteczka została podpisana przez Anię, dzięki czemu czuć włożone serce w tworzenie produktów jak i paczek dla klientów.

Osobiście zdrapka nie przypadła mi do gustu, kartka bankomatowa sprawdza się znacznie lepiej, ale to kwestia indywidualna :)


Stempel z jednej strony ma zupełnie przezroczystą gumę i umożliwia precyzyjne umiejscowienie wzoru na płytce paznokcia. Druga strona jest pusta i umożliwia zaglądanie na gumę od zaplecza :)


Guma ma 3 cm średnicy i jest twardsza od stempla XL. W związku z tym nie ma mowy o wciskaniu paznokcia w gumę. Nie stanowi to jednak problemu, ponieważ stempel idealnie zbiera wzór z płytki a także przenosi go na paznokieć. Jak dla mnie nie ma znaczenia czy odciskamy wzór naciskając z góry czy ruchem rolującym.


przód


tył 

Zabierając się do pracy z tym stemplem musimy pamiętać o kilku ważnych rzeczach:
  • absolutnie nie przemywamy ani nie matujemy gumy
  • nie wciskamy pazurków w gumę
  • bardzo ostrożnie wyjmujemy gumę, a najlepiej w ogóle jej nie wyciągać (łatwo można ją skruszyć)
  • pozostałości ściągamy rolką czyszczącą do ubrań
  • warto także znaleźć dla niego jakiś domek w postaci pudełeczka czy słoiczka po maśle do ciała, tak by nie stykał się z innymi naszymi przyborami


Musze przyznać, że jest to mój ulubiony stempel. Bardzo dobrze zbiera wzór z płytki i przenosi go na paznokieć. Zauważyłam także, że nieco opóźnia wysychanie lakieru, dzięki czemu mamy nieco więcej czasu na idealnie wycelowanie w paznokieć. Świetnie sprawdzi się w przypadku poprawienia wzoru, który starł się nam na końcówkach pazurków - tak też ja użyłam go pierwszy raz i stwierdzam, że zachwycać mnie będzie swoją prostotą przez bardzo długi czas. Jest to mój pierwszy produkt kupiony u Ani, ale już wiem, że też nie ostatni :) Mogę polecić go każdej z Was, nawet początkującym, dzięki czemu nauka stemplowania będzie jeszcze łatwiejsza i przyjemniejsza :D!


Coś takiego wystemplowałam z użyciem tego stempla, praca ta bierze udział w konkursie BPS - więc jeśli Ci się podoba to zagłosuj na moja prace - klik - praca #411

czwartek, 17 grudnia 2015

Żel do mycia twarzy BIOLIQ.

Hej!

Nawet nie wyobrażacie sobie jak jestem wymęczona tymi wszystkimi około świątecznymi zadaniami. Świąt nie lubię, prezenty robić owszem, bo wiążą się one z zakupami - a która kobieta ich nie lubi? :D Jednak nie o tym dzisiaj...


Żel ten kupiła mi koleżanka z pracy kilka miesięcy temu za 15 zł w Super-Pharmie (na wieść o promocjo skusiłam się go wypróbować). Pchnęła mnie do tego promocja a także nietypowa końcówka, którą zakończona jest tuba. Czy taki patent to moja bajka? Czy sam produkt jest coś wart?

Od producenta:

Delikatny żel do mycia twarzy skutecznie usuwa z jej powierzchni wszelkie zanieczyszczenia, a dzięki zawartości olejku babassu (Attalea speciosa) doskonale nawilża skórę i pozostawia ją jedwabistą w dotyku. Masaż miękką, silikonową nakładką dodatkowo głęboko oczyszcza skórę, zapewniając efekt delikatnego peelingu i złuszczenia naskórka, dzięki czemu pomaga usuwać wszelkie niedoskonałości. Cera staje się świeża i rozświetlona, a jej struktura wyrównana. Żel nie zawiera mydła, dzięki czemu jest odpowiedni również do cery wrażliwej. 

Wskazania: Przeznaczony do codziennego mycia skóry twarzy. Polecamy również do skóry wrażliwej. W przypadku dostania się produktu do oczu, przemyć je obficie wodą.

Sposób użycia: 
1. Końcówkę tuby przekręcić do pozycji ON.
2. Silikonową nakładkę zwilż wodą i wyciśnij odpowiednią ilość produktu.
3. Przekręcić nakładkę z powrotem do pozycji OFF.
4. Stosuj okrężne ruchy, umyj zwilżoną skórę twarzy przy pomocy silikonowej nakładki.
5. Spłucz skórę twarzy.
6. Oczyść nakładkę pod bieżącą wodą.


W kartoniku znajdziemy sporą tubę o pojemności 125 ml (chociaż wygląda jakby miała 175 ml), czyli nieco mniej niż standardowe żele do mycia twarzy. Tuba zakończona jest silikonowymi wypustkami, a na środku znajduje się otwór, przez który wydobywa się żel. Dobrym patentem jest osłonka na wypustki, która dodatkowo posiada bolec blokujący otwór (zapominalskim nie zdarzy się wypadek przy takim rozwiązaniu :p ).


Skład:
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Capryl/Capramidopropyl Betaine, Olive Oil PEG – 8 Esters, Babessau Oil Glycereth-8 Esters, Propylene Glycol, Polysorbate 80, Calendula Officinails Flower Extract, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Mel Extract, Opuntia Ficus-Indica Extract, Pyrus Communis Fruit Extract, Passiflora Edulis Fruit Extract, PEG-4 Rapeseedamide, Alcohol, Onopordum Acanthium Flower/Leaf/Stem Extract, Parfum, Benzyl Alkohol/Methylchloroisothiazolinone/Methyliosothiazolinone, Lactic Acid

Producent chwali się, że jego produkt nie zawiera mydła. No może nie zawiera, ale za to ma SLES no i PEG, czyli składniki mogące uczulać a także podrażniać skórę. Olejek babassu nie jest zbyt wysoko w składzie. Cudów się szczerze powiedziawszy nie spodziewałam, ale takiego przeciętniaka także.


Wygląd produktu jest minimalistyczny i przypomina apteczne kosmetyki. Sama konstrukcja opakowania to dobry zamysł. Jednak w praktyce wygląda to nieco inaczej. By wydobyć żel, tubkę należy trzymać szczoteczką do góry, póki produktu jest dość sporo wkurzać może tylko zapowietrzanie się tuby. A gdy produktu jest już niewiele wydobycie żelu graniczy z cudem. Sam mechanizm ON/OFF działa sprawnie i nawet mokre dłonie nie są straszne temu opakowaniu. Wiele osób pewnie pomyślało, że taka silikonowa nakładka to na pewno higieniczniejsze rozwiązanie od jakiś gąbek celulozowych czy ściereczek muślinowych. Teoretycznie tak. Gdybyśmy po każdym użyciu zostawiali szczoteczkę do całkowitego wysuszenia a dopiero potem zamykali, to miałoby to sens. Tylko szczerze, komu by się chciało czekać? Koniec końców mokrą silikonową zakrętkę zamykamy, odcinając dostęp powietrza i dając jednocześnie pole do popisu bakteriom beztlenowym.


Włókna szczoteczki są niewielkie i gęsto ułożone, delikatnie masują skórę, natomiast efektu wygładzenia skóry nie zauważyłam. Tak samo ze złuszczeniem, nawet delikatnym... Wiadomo, że masaż pobudza krążenie, co pozytywnie wpływa na komórki skóry. I chyba na tym kończą się zalety tej szczoteczki. Po wykończeniu produktu nie da się jej ponownie wykorzystać. Skoro szczoteczka nie działa to czy chociaż sam żel jest coś wart?



Żel jest przezroczysty i lekko lejący. Zapach jest delikatny i ładny, bynajmniej do momentu, w którym trafia na skórę. Wtedy zapach staje się dla mnie zbyt intensywny i nieprzyjemny, chemiczny wręcz. Żel domywa wszystko bez problemu - od podkładu po pomadę do brwi. Właściwości czyszczących mu nie odmówię, ale tych pielęgnacyjnych już tak. Jak już wspominałam nie zauważyłam wygładzenia ani złuszczenia. Produkt nieco uelastycznia skórę, jednak jest to moim zdaniem związane z masażem, nie z samym żelem. Po osuszeniu twarzy ręcznikiem na twarzy pozostaje tempa warstwa, która utrzymuje się nawet po przetarciu skóry płynem micelarnym. Odczuwam wtedy też lekkie ściągnięcie. Dodatkowo zapach utrzymuje się dość długo... I drażni moje nozdrza. Schody pojawiają się także przy dostaniu się produktu do oczu - szczypie i tworzy mgłę przed oczyma. Dlatego też do zmywania makijażu oczu nie nadaje się ani trochę. 

Samo użytkowanie w teorii wygląda fajnie, w praktyce tuba jak dla mnie jest nieporęczna. Końcówka też jest ułożona pod skosem, przez co oczyszczanie niektórych partii jest po prostu trudne no i męczące.

Podsumowując: produkt w zamyśle był bardzo dobry, zwłaszcza rozwiązanie ze szczoteczką. Czas pokazał, że producent popełnił kilka niedociągnięć związanych właśnie z nim. Dlatego pozostanę przy mojej emulsji z Alterry w połączeniu z silikonową myjką z Ebelina (teraz już w Rossmannach możecie kupić jej odpowiednik pod marką Killys - znajduje się na regale z pędzlami). Zaś w przypadku żelu producent jakoś szczególnie się nie postarał. SLES w składzie nie zachwyca - zwłaszcza jeśli ktoś poczuł różnicę w pielęgnacji twarzy bez mocnych detergentów. Nie kupię go ponownie ani innych produktów tej marki.

piątek, 4 grudnia 2015

DENKO - listopad.

Czołem! :)

Denko, denko, takie małe denko w tym miesiącu... No ja nie wiem co ze mną się dzieje :D Lecimy!
  • kupię
  • być może kupię
  • nie kupię
  • nie kupię, bo już mam w zapasie

1 Serum do rąk EVREE - polubiłam się z tym produktem, a cenię go głównie za tą wspaniałą glicerynową warstwę, którą pozostawia na skórze, zapach oraz wydajność także na plus.

2. Żel pod prysznic BALEA limonka i aloes - było to moje pierwsze spotkanie z produktami tej marki, nie do końca rozumiem zachwyt nad tymi kosmetykami, bo składy mają kiepskie, konsystencja żelu przypomina raczej rozwodnioną wersję płynu do kąpieli. Jedno ratuje te produkty - zapachy, które skrywają opakowania w przecudownych szatach graficznych. Cena też jest przyjemna. 

3. ISANA suchy szampon - mój ulubiony szampon, nie ma zapachu jak te z Batiste czy Syoss'a ale kosztuje połowę mniej. Kupiłam już dwie sztuki w zapasie.

4. Balsam do ciała w spray'u VENUS wanilia i karmel - kupiłam tylko dlatego, że wszystkie inne smarowidła do ciała mi się pokończyły i potrzebowałam czegoś do czasu, aż nie przyjdzie moje balsamowo-masłowe zamówienie z Avonu. Zpach tego balsamu dusił mojego narzeczonego, de facto jest słodki i nieco mdlący ale mi się podobał, zwłaszcza zimą można pozwolić sobie na tego typu zapachy. Moja skóra chłonęła go niesamowicie. Właśnie w związku z tym nie jest to najwydajniejszy balsam jaki miałam, za to rozpylacz działał bardzo dobrze i narzeczony był zadowolony, że nie musi babrać się w słoiku masła do ciała. Jeśli będę potrzebowała jakiegoś balsamu na szybko zanim nie dostanę moich ulubionych z Avonu to sięgnę po niego :)

5. Peeling do ciała Let's Celebrate SUNRISE FARMONA - wersja mohito urzekła mnie totalnie, dlatego postanowiłam wypróbować inny zapach i wypaliło tak samo :D peeling należy do mocnych zdzieraków, pięknie pachnie a przy okazji nie zostawia śladów na wannie :)

6. Mleczko AVON 3 w 1 wersja z aloesem - wygrzebałam go z mojego pudełeczka zapasów, kiedyś ta seria mleczek zadowalała mnie, jednak już trochę siedzę w temacie kosmetyków i znalazłam lepsze produkty do demakijażu, nie szczypie w oczy i to jego duży plus. Zmywa bardzo dobrze, ale mleczka to nie moja bajka.

7. Płyn micelarny BIOLAVEN - od jakiegoś czasu przerzucam się na naturalne kosmetyki do twarzy i zauważyłam znaczną różnicę, ten płyn zapoczątkował szał na naturalną pielęgnację. Dobrze zmywa makijaż, nawet oczu. Początkowo zapach nie nieco zniechęcał, ale przywykłam do niego. Płyn jest jednocześnie delikatny, nie podrażniał skóry ani oczu, dodatkowo jest całkiem wydajny :)

8. Olejek do ciał EVREE Fruit Bomb - hit blogosfery, moim zdaniem bardzo podobnie zachowują się olejki z Alterry. Różni się od innych tylko tym, że jest dwufazowy. Osobiście przyzwyczajona jestem do olejków z pompką i wolałabym właśnie taki dozownik. Jeśli mam się jeszcze do czegoś doczepić to plastikowa butelka, która wygląda tandetnie, no i nie pojmuję tak wielkiego kartonika na tak niewielki produkt, który znajdziemy w środku.

9. Remover SEMILAC - dobrze się spisywał, ale nie ma sensu kupować oryginalnych płynów z Semilaca, zwłaszcza, że w hurtowniach te same pojemności ale z innych marek kupić można nawet o połowę taniej.

10. Tusz do rzęs EVELINE Volume Celebrities - silikonowa szczota w kształcie bałwanka lub klepsydry - jak kto woli, cudownie rozdziela i rozczesuje rzęsy, nie skleja ich a jednocześnie genialnie wydłuża oraz podkręca. Nie ma chyba lepszej maskary w podobnej cenie.

11. Korektor DELUXE WIBO - mój pierwszy korektor pod oczy, rozświetlał i całkiem nieźle krył, jeśli ktoś chce sprawdzić czy korektory pod oczy to jego bajka to warto kupić właśnie ten. Jest lekki, ładnie się dopasowuje (raczej do jasnych cer, ma lekko różowe zabarwienie). Ładnie rozświetla, na lato możliwe, że wróci do łask, jedyny minus do kiepska wydajność.

12. Puder transparentny BELL Look Now! - kupiłam go w biedzie wiedząc, że mój puder transparentny z Essence powoli się kończy. Był to też mój pierwszy raz z pudrem w kamieniu. Dawał mat, ale nie utrzymywał się wybitnie długo. Wole jednak ryżowy puder, a co do pudrów z kolorem - jakoś brak mi odwagi by ich wypróbować. Wydajność na duży plus.

13. Rozświetlacz Gold Highlighter LOVELY - idzie do wyrzucenia tylko dlatego, że pękła mi zakrętka i postanowiłam ją skleić. Tak mi się spieszyło, że nie dałam klejowi wyschnąć do końca... Produkt zakręciłam, na amen. Może to i dobrze... Czemu? Po prostu po jakimś czasie zauważyłam, że ważył mi się na buzi - przy każdym podkładzie i pudrze. Znalazłam lepsze rozświetlacze o podobnej barwie i do tego utrzymujące się o niebo lepiej :) Mimo to jest on godny polecenia z racji ceny i tego jaki efekt daje.

14. Pasta LACALUT - jedyna pasta dająca ukojenie moim wrażliwym dziąsłom. 

15. Scrub+maska do stóp EVELINE - szczerze powiedziawszy saszetki to nie moja bajka. Mimo, że wersja do dłoni spisała się u mnie rewelacyjnie to ta do stóp nie porwała mnie.

I to byłoby na tyle... A jak Wasze denka?

Przypominam także o wyprzedaży lakierów - gdzie większość jest użyta 1-2 razy :) - klik.

środa, 2 grudnia 2015

NOWOŚCI - listopad

Witajcie!

Nadszedł grudzień i szczególnie czuje to w pracy, szał zakupów, pytania o zestawy prezentowe i ogółem duża liczba klientów. Ja nigdy nie cieszę się na ten czas, bo widzę drugie dno. Przymusowe kupowanie prezentów dla kogoś, bo wypada, mimo, że kogoś nie lubimy. Nerwy związane z przygotowaniami, kłótnie i inne takie. No dla mnie obłuda i bezsens. Każdy ma prawo do własnego toku myślenia. Mój niestety lub stety nastawiony jest nie na całą "magię" świąt, tylko na to co dzieje się z ludźmi w czasie przygotowań do nich. Jednak, by nie było tak negatywnie to umilę sobie ten poranek pokazując Wam nowości w mojej kosmetyczce i nie tylko :)




Z BPS zamówiłam sobie BrushEgg do czyszczenia pędzli oraz mini gąbeczkę do rozcierania korektora a także 2 duże płytki i 3 okrągłe.


Na fanpejdżu Natalii z bloga ElfNaczi wygrałam krem Kailas na problemy skórne, powęrował on do mojego narzeczonego :)


Nie mogłam odmówić sobie zamówienia całorocznego zapasu oleju kokosowego, całe 1020 ml czystej kokosowej rozkoszy w trzech słoiczkach :)


Kilka kolorków Semilaczków, postawiłam na odcienie szarości :) W gratisie dostałam pilniczek z logiem sklepu, w którym zamawiam hybrydy.


 Małe zakupy z Avonu... Znalazłam maskę, która nie zastyga. Na dodatek ma konsystencję inną niż wszystkie inne znane mi maski z Planet Spa - mianowicie gęstego kremu. Maska cudownie rozgrzewa przy nakładaniu jak i przy zmywaniu. Wodę różaną kupiłam do tonizowania, zaś kremik o zapachu granatu i czekolady powala :D




Zakupy z Rossmannowskiej promocji -49%


W jak wałki. Wałki rzepowe - mój nowy przyjaciel do robienia loków :) Kupiłam aż 8 paczek :D


Mimo, iż mam wielkie postanowienia zacząć oczyszczać twarz metodą OCM, to najpierw musiałam jeszcze spróbować emulsji z Alterry, którą uwielbiam. Wrzuciłam do koszyka limitowany róż z Lovely, który Ewa Red Lipstick Monster określiła jako najlepszy zamiennik różu NARS - Orgasm :)


 Zapas suchego szamponu z Isany, w promocji za 6 zł, po co dokładać drugie tyle do Batiste? Zwłaszcza, że różnią się tylko zapachem...

 

No i ostatnie dwa produkty - balsam w spray'u z Venus. Cudownie pachniał, z tym, że narzeczonego mdliło od niego. Za to oboje polubiliśmy go za rozpylacz :) Czarne wkładki - fajny bajer, po prostu :)

A Wy co upolowałyście fajnego w listopadzie?

Przypominam także o wyprzedaży lakierów - klik.
© Agata | WS.