środa, 28 stycznia 2015

Olej kokosowy

Hej,

wreszcie udało mi się znaleźć chwilę, aby wreszcie napisać ten post, od którego miałam zacząć przygodę z blogiem, tak więc dzisiaj będzie o oleju kokosowym.

Teraz po stosowaniu go blisko 3 miesiące stwierdzam, że ten produkt skradł mi serce i wiele zmienił.

Ja swój olej zakupiłam na allegro (użytkownik eko-minimarket)za 25 zł za słoik 400ml. Wtedy skorzystałam z promocji allegro - przy zakupie poprzez aplikację mobilną i płacąc PayU na kwotę za minimum 50 zł (bez kosztów przesyłki) można było zrealizować bon 20 zł. Koniec końców koszt jednego słoika wyniósł 20 zł. Cena zachęca do zakupu, a wydajność powala! Także gorąco polecam.


Olej otrzymujemy w ładnym i solidnym słoiczku, który ja na pewno wykorzystam po wykończeniu produktu. Zakrętka świetnie trzyma. Co do opakowania nie ma się do czego przyczepić. Z mojego słoiczka, który aktualnie jest w użytkowaniu oderwałam etykietkę, już takie moje upodobanie, aby zrywać wszystkie etykietki.


Olej jest biały i bardzo przyjemnie pachnie kokosem, ważne, aby wybrać ten nierafinowany (tłoczony na zimno) dzięki temu otrzymujemy produkt pełnowartościowy, nie pozbawiony swoich naturalnych właściwości. Szukając stacjonarnie oleju kokosowego znalazłam małe białe pudełeczko oleju w Hebe, kosztował 10 zł za 100 ml i dodatkowo był rafinowany, także nie był warty uwagi, ani swojej ceny. Olej kokosowy w temperaturze pokojowej jest stały, natomiast pod wpływem ciepła topi się uwalniając jeszcze więcej zapachu. Łatwo się go rozprowadza, chociaż de facto potem ma się tłuściutkie łapki, ale coś za coś :)
 



Ja stosuję olej kokosowy na kilka sposobów:

1. Olejowanie paznokci - po nadużywaniu kuracji odzywką z Eveline'a moje paznokcie wymagały ratunku, i dziewczyny z fanpage'u stemplomaniczek na fejsbuku poleciły mi właśnie te metodę, natomiast wybór oleju pozostawiłam już sobie. Wybrałam olej kokosowy z racji swojej wielofunkcyjności. Efekty były oszałamiające - błyszcząca i długa płytka paznokcia, wymagało to ode mnie systematycznego olejowania paznokci, wmasowywania go w płytkę, że nieraz bolały mnie już dłonie, ale było warto.

2. Olejowanie włosów - wiele z nas boryka się z rozdwajającymi końcówkami się włosów lub puszącymi się włosami, olejowanie zadziałało w tej kwestii bardzo dobrze. Włosy są nawilżone, błyszczą, łuska jest domknięta, końcówki ładne i zdrowe. Dodatkowo wmasowując olej w skórę głowy poprawiamy cyrkulację krwi, zwalczamy łupież a przy okazji jest to super relaksujące (a jak już ktoś inny nam wykonuje masaż to można odpłynąć :) )
3. Balsam -  świetnie nawilża skórę i przy okazji nadaje jej blasku, a po wchłonięciu skóra jest ultra delikatna!

4. Odżywka do rzęs - na suche rzęsy nakładam odrobinę płynnego oleju za pomocą szczoteczki do rzęs (do kupienia jako osobne akcesorium lub stara szczoteczka ze zużytej maskary, ale koniecznie musi być dobrze wyczyszczona), efekt? Rzęsy nie sklejają się przy malowaniu ich tuszem, mam wrażenie, że nieco się wzmocniły i pogrubiły.

5. Demakijaż - świetnie zbiera produkty na bazie tłuszczów, czyli podkłady, szminki a także usuwa bez problemu wodoodporne kosmetyki. Wystarczy trochę oleju nałożyć na płatek kosmetyczny i dokładnie oczyścić twarz. Po tym można ją umyć, jednak ja pozostawiam tak jak jest, by reszta oleju się wchłonęła.

6. Krem do twarzy - a to już wynika z tego co wyżej napisałam, super nawilża i suche skórki ustępują.

7. Gotowanko - smażenie, pieczenie, tutaj można wyczarować wiele cudnych dań, olej nie pali się tak szybko jak inne oleje kuchenne, dodaje potrawom ciekawego aromatu a przy tym jest mega zdrowy ;) mój faworyt to ciasto rafaello bez pieczenia - część margaryny zastępuję olejem kokosowym.


Jak wykorzystacie olej kokosowy to tylko kwestia Waszej pomysłowości i kreatywności, opcji jest wiele. A Wy do czego używacie lub do czego używalibyście go? :)

PS dzisiaj wieczorem a najpóźniej jutro pojawi się post z koncertu w Pszowie, czekajcie z niecierpliwością, bo będzie na co popatrzeć i co poczytać :)


środa, 14 stycznia 2015

Maseczki do twarzy AVON Planet Spa

Hej.

Długo zastanawiałam się o czym powinnam napisać w pierwszym poście. Moje zaniedbanie i pozostawienie oleju kokosowego w pracy uniemożliwiło mi pisanie właśnie o nim. Ale co się odwlecze to nie uciecze :)

Dobra zaczynamy,

maseczki można kupić w każdym katalogu z Avonu, pochodzą one z serii kosmetyków Planet Spa, kosztują przeważnie około 10 zł (chociaż często są w niższych cenach - zwłaszcza w ofertach netto, oliwkową zakupiłam ostatnio w promocji za 5 zł!). Jedno opakowanie zawiera 75 ml produktu., dużym atutem jest to, że mamy duzy wybór maseczek, wiele z nich zawiera naturalne składniki.

 Mam ich w sumie 8 (5 w nowych opakowaniach oraz 3 w starych).



Jestem zadowolona z każdej maseczki, chociaż oczywiście mam swoich faworytów i takie, które używam tylko by je zdenkować, no i móc zastąpić kolejnymi, nowymi! :) Jedne zasychają i ściąga się je w całości, inne zaś po określonym czasie należy zmyć. Zwykle producent zaleca stosowanie maseczki 1-2 w tygodniu na suchą i oczyszczoną skórę.

Także lecimy po kolei.


Bali Botanica - odświeżająca maseczka z kwiatem frangipani i trawą cytrynową, wg opisu ma ona odświeżać skórę, usuwać zanieczyszczenia, oczyszczać pory pozostawiając skórę miękką i zrewitalizowaną.

Moje uwielbienie do żywych kolorów sprawiło, że wiedziałam, iż chce mieć to niebieskie cudo w mojej szufladzie, dodatkowo wcześniej miałam i zużyłam właśnie z tej serii peeling do ciała. Zapach tak głęboko zapadł w moją pamięć, że nie mogłam się powstrzymać. Maseczka pachnie bardzo delikatnie, ale jednocześnie nieco waniliowo i słodko. Jest biała i zastyga także na ten kolor. Bardzo przyjemnie się nakłada, nie ma ciężkiej żelowej konsystencji jak kilka innych. Gdy już zastygnie odczuwa się lekki ściągnięcie skóry, jednak jest to całkiem przyjemne uczucie. Zmywa się łatwo. Moim zdaniem cudownie wygładza skórę, na pewno będzie mi towarzyszyć w upalne dni, daje uczucie odświeżenia oraz czystej i zdrowej skóry. Jest jedną z moich dwóch ulubionych :)


Perfectly Purifying - głęboko oczyszczająca maseczka błotna do twarzy z minerałami z Morza Martwego, pochłania nadmiar sebum, zmniejsza widoczność porób, pozostawiając skórę miękką, gładką i promienną.

Jest to mój drugi maseczkowy ulubieniec. Uwielbiam jej używać w lato, właśnie ze względu na to, że pochłania nadmiar sebum. Ma przyjemny zapach, jednak jest mi ciężko go porównać z czymkolwiek. Fajnie się rozprowadza, ma przyjemną konsystencję, jest ona bardzo podobna do kremów z Ziaji, które pamiętam z dzieciństwa. Bez problemu się ją zmywa. Pozostawia skórę świeżą i czystą, według mnie sprawia, że ma się wrażenie zmatowionej skóry, co w lato jest szczególnie pożądane przez dziewczyny.

India Intesity - maseczka do twarzy Tajemnice Indii z olejkami z czarnego sezamu i drzewa sandałowego, ujędrnia skórę, by z każdym dniem wyglądała młodziej.

Jest bardzo fajna, rozprowadza się zupełnie jak dwie wyżej opisane maseczki, pachnie drzewem sandałowym, jest to bardzo zmysłowy zapach, uwielbiam go, aż szkoda, że nie ma tej kompozycji jako perfumu! Ze względu na podobną konsystencję do dwóch poprzednich maseczek jest równie łatwa do zmycia. Nie ściąga skóry za to daje niesamowite uczucie odświeżonej i promiennej skóry.

Heavenly Hydration - nawilżająca maseczka do twarzy ze śródziemnomorską oliwą z oliwek, odświeża i przywraca odpowiedni poziom nawilżenia skóry.

Ta maseczka pachnie lekko oliwkowo, ale standardowo jest to bardzo delikatny zapach, który każdemu przypadnie do gustu. Tutaj natomiast spotykamy się już z żelową konsystencją, maseczka jest bezbarwna, nieco trudniej się ją nakłada, jednak odrobina wprawy lub języczkowy pędzelek do podkładu świetnie sprawdza się do rozprowadzenia maseczek o żelowej konsystencji. Pozostawia skórę odświeżoną i czystą. Chociaż osobiście wolałabym, by uczucie nawilżenia było bardziej wyczuwalne.

Amazonian Treasures - odżywiająco-ochronna maseczka do twarzy z brazylijskimi jagodami acai, koi i odświeża cerę, przywracając jej zdrowy blask, pomaga zachować młodzieńczy, świeży wygląd na dłużej.

No i to jest maseczka, której działanie jest zgodne z obietnicą producenta. Maseczka ma żelową konsystencję, o lekko fioletowym zabarwieniu. Przecudownie pachnie jagodami acai. Jest lekka i nie ściąga skóry. Skóra po niej jest genialna, miła w dotyku, ukojona. A zapach koi dodatkowo strapione nerwy.

 Himalayan goji berry - rewitalizująca maseczka do twarzy Himalajskie Jagody Goji, nawilża skóręm by wygładzić dorbne zmarszczki.

Kolejna żelowa maseczka, a zarazem pierwsza żelowa z jaką się spotkałam. Wtedy była strzałem w 10, jednak z czasem to inna konsystencja skradł moje serce. Ten produkt pachnie bardzo soczyście. De facto skóra jest nawilżona - ale jak dla mnie nadal za mało. Natomiast wygładzenie skóry jest na całkiem przyzwoitym poziomie. Na pewno kupię ja ponownie, gdy już mi się skończy.

Chinese Ginseng - rewitalizująca maseczka do twarzy Chiński żeń-szeń.

Znienawidzona przeze mnie maseczka. Ma dziwny, mdły zapach. Jest to jedna z dwóch maseczek, które zasychają i ściąga się je w całości z twarzy. Przez to właśnie ma bardzo klejącą konsystencję, ciężko ją równomiernie nałożyć, bez syntetycznego pędzla nie dałoby rady. Ciężko się zmywa z dłoni, gdy właśnie w taki sposób ją nakładamy. Na całkowite zastygnięcie trzeba czasem czekać do 30 minut. O zaschnięciu jej podczas brania kąpieli można zapomnieć. Czy rewitalizuje? Ja niczego takiego nie zauważyłam, strasznie ściąga skórę. Byle by ją wykończyć i wyrzucić, nie wrócę do niej. Przy nieuważnej aplikacji skleja włosy i ciężko potem usunąć pozostałe zaschnięte resztki maseczki.

Luxury Spa - luksusowa maseczka rewitalizująca do twarzy z ekstraktem z czarnego kawioru.

Tutaj ponownie spotykamy się z kleistą mazią, trudną do nałożenia. Lecz w porównaniu z tą z żeń-szeniem ma ładny i przyjemny zapach i ślicznie mieniące się złote drobinki. Rewitalizuje skórę i zawsze po niej mam uczucie odświeżonej cery. Z całą pewnością byłaby jedną z tych naj, gdyby nie konsystencja. Natomiast krem do twarzy z tej serii jest cudowny na lato, jest lekki, nieco wodnisty, dzięki czemu łatwo się wchłania i sprawia, że skóra jest nawilżona i odżywiona. Zawsze po ściągnięciu zastygniętej maseczki i tak muszę umyć twarz, gdyż mam wrażenie, że coś nadal mam na twarzy.



Ja osobiście maseczkę robię zawsze przed kąpielą, zmywam makijaż, robię peeling i wtedy za pomocą języczkowego pędzelka do podkładu nakładam maseczkę. Każdą trzymam nawet do 40 minut (zależnie od długości kąpieli) i zmywam bądź ściągam. Czasem jednak jeszcze dodatkowo myję twarz delikatnym płynem do demakijażu (w przypadku maseczek zastygających).


Plusy:
- cena
- wydajność
- zawartość naturalnych składników

Minusy:
- niewiele maseczek daje efekt opisany przez producenta
- konsystencja niektórych z nich (dla mnie te do ściągnięcia po zastygnięciu są najgorsze)

Reasumując: maseczki są na tyle tanie, że warto wypróbować i znaleźć swojego faworyta, mamy do wyboru wiele opcji, konsystencji, zapachów. Każdy znajdzie wśród nich coś dla siebie :) Ja osobiście polecam dwie pierwsze :)


A dla niektórych zapowiadam, że w najbliższym czasie wybieram się na koncert do Pszowa gdzie zagra m.in. Bunkier, Profanacja i Plagiat199, także coś dla koncertomaniaków pojawi się jeszcze w styczniu, Was też nie chce zawieść :) oczekujcie z niecierpliwością!


niedziela, 4 stycznia 2015

Hej!

Cześć dziewczyny i hej chłopaki, bo pewnie i Wy tu zawitacie :)

Już dawno zastanawiałam się nad jakimś projektem dla innych, niestety nic mi nie przychodziło do głowy. Dopiero, gdy zaczęłam interesować się youtuberkami i youtuberami, a zwłaszcza Ewą - Red Lipstick Monster oraz Karoliną - StylizacjeTV zrodził się pomysł, aby spróbować wystartować z własnym kanałem na YT. Jednak zawsze kiedy wracałam do tego pomysłu pierwszym argumentem przeciwko były obawy, dotyczące tego jak zostanę przyjęta do tego wielkiego świata, bo przecież jest ich już tak wielu, co ja mogłabym więcej dodać od siebie? Wątpię czy jeszcze można coś nowego wymyślić... Jedni opowiadają o swoim życiu, inni o celebrytach, modzie czy urodzie. Niektórzy robią pranki jak Sadam, Wapniak czy Ravgor. No a moje zainteresowania pozwalają mi jedynie na opisywanie moich przemyśleń dotyczących różnych kwestii, prezentowania moich pomysłów na zdobienie paznokci, testy kosmetyków czy po prostu opisywanie koncertów, na których się bawiłam bądź fotografowałam. Niech więc taki będzie ten blog, z czasem może wyklaruje się jeden motyw przewodni, mam wielką nadzieję, że Wy powiecie mi co najbardziej Was interesuje :) 

Jeśli chodzi o tytuł bloga - wymyślił go Mój Ukochany Mateusz, bardzo dziękuję Ci za pomoc w tej ważnej kwestii. Taki tytuł może się wydawać niektórym infantylny, a zabawa słowami żałosna. Jeśli chcielibyście poznać wytłumaczeni, czemu jest taki a nie inny to chętnie napiszę o tym przy najbliższej okazji.

Pozwólcie, że opowiem nieco więcej o sobie niż w tej małej rubryczce po prawej stronie. Urodziłam się w Zabrzu, nadal tutaj mieszkam i pracuję. Aktualnie mam 20 lat. Ukończyłam technikum w zawodzie technik analityk chemiczny, bardzo chciałabym wiązać moją przyszłość z tym zawodem, jednak rynek pracy nie jest zbyt przyjazny dla osób bez doświadczenia. Moja miłość do kosmetyków zaczęła się kiedy byłam mała, a moja mama była konsultantką Avonu. Zawsze podkradałam czerwone szminki i lakiery do paznokci. Do tej pory pamiętam jak rozbiłam buteleczkę z krwistoczerwonym lakierem, zamknęłam się w toalecie i szorowałam dłonie wodą z mydłem, na szczęście tata ruszył na pomoc z rozpuszczalnikiem :) Później nową miłością stał się czarny eyeliner, było to w 6 klasie podstawówki. Od tego czasu wiele się zmieniło, wiem i umiem o wiele więcej. Ograniczam się do malowania siebie, czasem pomaluję paznokcie mamie lub siostrze, ale w głównej mierze rozpieszczam siebie :). Od kilku lat także fotografuję, początkowo wszystko było dla mnie dobrym materiałem do zdjęć. Aktualnie największą przyjemność sprawia mi fotografowanie koncertów, dzięki czemu poznaje bliżej moich idoli. Prowadzę także floga - znajdziecie na nim zdjęcia mojego autorstwa, nie zmienia to jednak faktu, że tutaj chciałbym wrzucać całe serie z poszczególnych sesji, koncertów czy wypadów. 

Moja przygoda zaczyna się właśnie tutaj, dla Was...
© Agata | WS.